?ączą ich przynajmniej trzy rzeczy: są młodzi, wychowali się w Bukówcu, zakazaliby uprawiania specyficznego bukówieckiego sportu - plotkarstwa. Dzieli przynajmniej jedno - jedni świata poza Bukówcem nie widzą, drudzy korzystają z tego, że świat przed nimi stoi otworem.
?ączą ich przynajmniej trzy rzeczy: są młodzi, wychowali się w Bukówcu, zakazaliby uprawiania specyficznego bukówieckiego sportu - plotkarstwa. Dzieli przynajmniej jedno - jedni świata poza Bukówcem nie widzą, drudzy korzystają z tego, że świat przed nimi stoi otworem.
Bukówiec – tu chce się żyć!
Agnieszka i Rafał są z Bukówca i tu też postanowili zamieszkać po ślubie. Oboje skończyli zasadnicza szkołę zawodową - Agnieszka w zawodzie sprzedawca, a Rafał – stolarz. Zapytani, czy gdyby mieli możliwość wyprowadzenia się z Bukówca, stanowczo odpowiadają: nie! Związani są z tą wsią, bo tutaj się urodzili, tu mieszkają także ich rodzice. - Tutaj się wychowaliśmy, ale pewnie gdybyśmy spędzili dzieciństwo w jakiejś innej miejscowości, to tak samo trudno byłoby nam się z nią rozstać. Przyznają więc oboje, że najważniejsze jest dla nich miejsce pochodzenia. Mniej ważne są dla nich aspekty dotyczące możliwości znalezienia pracy czy warunków życia. Jedyną rzeczą, jaką chętnie zmieniliby, jest plotkarstwo. Agnieszka dodaje, że przeszkadzają jej też pijacy pod sklepem, którzy wyglądają mało estetycznie. Jako zaletę swojej rodzinnej miejscowości wymieniają bukówieckie tradycje, których na pewno brakowałoby im, gdyby musieli opuścić wieś. Chwalą coroczne imprezy czy zawody i oczywiście, co podkreśla Rafał, bukówieckie zabawy, na których można się wybawić za wszystkie czasy. - W Bukówcu zawsze się coś dzieje, tutaj nie można się nudzić – podkreślają zgodnie małżonkowie i dlatego żywią taki ogromny sentyment do swojej rodzinnej wioski. Tutaj jest ich miejsce, tutaj chcą żyć.
Migracja za pracą
Inaczej podchodzi do tego Andżelika (rocznik 1985, skończyła ZSZ w zawodzie handlowiec, a po niej technikum zakończone zdaniem matury), która przyznaje, że mieszka w Bukówcu, bo na razie nie ma innego wyjścia. - Na pewno wyprowadziłabym się, gdybym tylko miała taką możliwość - mówi. Chciałaby wyprowadzić się ze wsi, bo tutaj ma niewielką możliwość rozwoju i znalezienia pracy. – Miasto daje większe szanse na znalezienie takiej pracy, jaką się lubi, bez dodatkowych zmartwień dotyczących chociażby dojazdów.
Lubi Bukówiec, jest do niego przywiązana. - Gdybym tu nie mieszkała...na pewno często przyjeżdżałabym na wakacje - mówi. Ceni Bukówiec za to, że jest wioską, która wyróżnia się wśród innych, ceni jej własną tradycję i kulturę. - Mamy Zespół Regionalny, Nowe Lotko, klekoty. Nikt inny tego nie ma.
Za największą wadę uznaje plotkarstwo. - Ale to chyba jest nieuniknione w każdej małej miejscowości, dlatego też uważam, że miasto daje większe poczucie prywatności - dodaje.
Skazany na Bukówiec?
Mariusz jest najmłodszy z rodzeństwa. Rodzynek. W 1998 roku ukończył Szkołę Rolniczą w Brennie. Rok temu przejął po ojcu 30-hektarowe gospodarstwo rolne. Stara się je stale udoskonalać, choć otrzymał je na naprawdę dobrym poziomie. Na dzień dzisiejszy ma kombajn, agregat uprawno-siewny, presy, 3 ciągniki, w tym jeden z turem. Hoduje 150 świń i 25 sztuk bydła.
Do Bukówca się przyzwyczaił. Wie, że ludzie plotkują, ale jego to nie denerwuje. Nie przypomina sobie, żeby ktoś wtrącał się w jego życie. Nie widzi wad. - Raczej bulwersują mnie głosy ludzi nie związanych z rolnictwem, którzy mówią, że w gospodarstwie mało się robi, a ma się wielkie pieniądze. Cieszy się, że Bukówiec jest wsią rolniczą. Według niego dzięki temu występuje zażyłość między sąsiadami. Uważa, że w Bukówcu trudno się nudzić. Tyle tutaj imprez, rozrywek. Dla niego samego najważniejsza jest rodzina. Mieszka z żoną, dwójką dzieci i rodzicami.
Czy od małego był skazany na Bukówiec? Uważa, że nie. - Gdyby rolnictwo mnie nie interesowało, pewnie któraś z sióstr zostałaby na gospodarstwie. Ale tak nie było. Ziemia mnie ciągnie. Miałem inne wyjścia, wybrałem takie - mówi.
To była trafna decyzja, nie żałuje jej. Tutaj jest mu dobrze.
Rocznik 1981
Z tego rocznika na studia dzienne dostały się 3 osoby: Hania i Karol do Poznania, Andżelika do Wrocławia. ?ączy ich przynajmniej jedno - wszyscy prowadzą swoje działalności gospodarcze.
Karol zna biegle język angielski i niemiecki. Świetnie wysławia się też po polsku. Ale gwary bukówieckiej nie potrafi używać. Co nie znaczy, że się jej wstydzi. Uważa, że przydaje się ona między innymi podczas towarzyskich spotkań, kiedy ludzie z różnych regionów licytują się, kto zna więcej słów gwarowych ze swojego terenu.
Rozkręca swój biznes w Poznaniu. Działalność ściśle związana z kierunkiem studiów, jaki ukończył - elektroniką i telekomunikacją. Poznań lubi tylko ze względu na pracę. - Fajnie jest robić interes w tym mieście, ale mieszkać już gorzej. To nie to, co na wsi. Co tam masz? Na typowym osiedlu są sąsiedzi marudzący z góry i z dołu, śmierdzące klatki schodowe, menele pod blokiem. Szlag cię trafia - mówi. Dlatego chciałby mieszkać na wsi, na przykład w Bukówcu. Tutaj ma dom, ogródek. Czuje wolność, ma przestrzeń. Może posiedzieć pod parasolką, odpocząć. Jednak na razie pozostaje mu tylko tęsknota. Wie, że przez najbliższe kilka lat mieszkać w Bukówcu nie będzie. - Póki jestem młody, mam możliwości i mało zobowiązań, to chciałbym pracować nad sobą. A w Bukówcu nie jestem w stanie osiągnąć tego, co w Poznaniu z tym profilem działalności. Tutaj nie ma dużej liczby potencjalnych klientów, do których mogę dotrzeć. Inna sprawa, że Poznań jest dużo lepszym węzłem komunikacyjnym – mówi Karol.
Co najbardziej podoba mu się w Bukówcu? Społecznikostwo. – Tutaj żyją ludzie, którym zależy na tym, żeby coś zrobić i co najważniejsze – nie zawsze myślą o tym, by czerpać z tego profity. Po prostu robią to dla innych – mówi. Również on angażuje się w życie społeczne. Jest członkiem Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”, napisał oprogramowanie do obsługi „Biegu Sokoła” i prowadzi biuro zawodów wraz ze stroną internetową, jest też odpowiedzialny za stronę techniczną Zawodów w Powożeniu Końmi. Chce stworzyć bukowiecki portal internetowy. Byłyby tam wszelkie informacje dotyczące wsi – strona szkoły, prywatnych przedsiębiorców, aktualności. Uważa, że dzięki takiemu portalowi można jeszcze bardziej promować miejscowość. Ma nadzieję, że się uda.
Cieszy go, że ludzie dbają o czystość. – Jest sobota, a tu wszyscy z miotełkami zasuwają. Przyjezdnych to bardzo dziwi – mówi.
Mimo tego, że Karolowi bardzo podoba się Bukówiec, widzi też wady. Nie lubi bukówieckiego plotkarstwa, zazdrości sąsiedzkiej („sąsiad coś ma, muszę mieć i ja”), braku ambicji wśród większości młodych. Właśnie ambicję ceni bardzo. Uważa, że każdy powinien mieć jakiś cel. – Denerwuje mnie, jak człowiek po podstawówce mówi: Kurdę, nie mam co robić. Według Karola wielu bukówczan nie rozumie znaczenia edukacji. – Nie podoba mi się to, że tyle dzieciaków idzie do zawodówki. Boli mnie, że sporo młodych pije piwo pod sklepem zamiast wziąć się za coś porządnego.
Rok 2006 dla Andżeliki to okres zmian. Założyła działalność gospodarczą, razem z narzeczonym, który we wrześniu zostanie jej mężem, kupiła mieszkanie we Wrocławiu. Obydwoje pracują. Andżelika jako specjalista od analiz finansowych.
Jej najbliższe marzenia? Chce się rozwijać zawodowo, mieć męża, dzieci i ogródek. – Nienawidzę bezczynnego siedzenia. Kiedy wracam z pracy, która do fizycznych nie należy, to potrzebuję ruchu. A ogródek? Fajnie mieć swoje maliny – mówi. Jej dalsze marzenia? Chciałaby mieć dom pod Wrocławiem. Kiedyś.
Andżelika jest wygodna. Musi mieć czas na odpoczynek, na siebie. W mieście o to łatwiej. To jeden z powodów, dlaczego woli miasto. Preferuje miasto też dlatego, bo Bukówiec ją ogranicza, i to zarówno zawodowo, jak i w takich zwykłych codziennych sprawach. Lubi, jak w sklepach jest szeroki asortyment produktów. Lubi kupować wtedy, kiedy ma możliwość wyboru. Chce chodzić do takiego kościoła, jaki jej odpowiada, a nie do takiego, jaki jest. Nie przepada za ludźmi, którzy wtrącają się w życie innych. A tacy są bukówczanie.– Ja rozumiem, że to jest dobre, gdy sąsiad interesuje się sąsiadem, gdy to nie są sobie obcy ludzie, że można liczyć na ich pomoc. Też nie lubię czegoś takiego, że ludzie mieszkają obok siebie i tak naprawdę nie wiedzą, jak sąsiad się nazywa, gdzie pracuje. Jednak w Bukówcu jest to bardzo przesadzone. Jak robię pewne rzeczy, to wiem, że będę z tego oceniana, ale w Bukówcu powstają z tego tak niestworzone rzeczy, plotki, bzdury, że to już przestaje być zabawne.
Andżelika wie, że nie pasuje do wsi. Już w podstawówce czuła, że nie pasjonują jej rzeczy, które dzieją się w Bukówcu. Wiedziała, że folklor należy pielęgnować, ale ją on po prostu nie interesował. I wszystkie imprezy – począwszy od „Balu Maskowego” przez „Bieg Sokoła”, Zawody w Powożeniu Końmi, dożynki, na jarmarku kończąc – to było coś, w czym nie potrafiła się odnaleźć.
Jedyne, co ją ciągnie do Bukówca, to jej dom rodzinny. Chce przyjeżdżać na cmentarz do rodziców. Tutaj się wychowała. – Czasami brakuje mi tych ścian – mówi. Podoba jej się położenie domu – cisza, spokój, blisko las, łąka. Tylko ranczo usytuowane naprzeciw domu jej nie pociąga.
Jej narzeczonemu przeszkadza zachowanie ludzi. Podobają się konie za oknem.
Hania od roku szuka pracy w rejonie leszczyńskim. Bezskutecznie. Postanowiła założyć własną działalność gospodarczą, która jest ściśle związana z kierunkiem studiów, jaki skończyła. Innego wyjścia nie widziała. Jej firma projektowa dotycząca ochrony środowiska działa od sierpnia. – Jest ciężko. Mam założoną stronę internetową, wyszukuję firmy w Internecie, książce telefonicznej i dzwonię. Na wykonanych 100 telefonów, 3 - 4 firmy są zainteresowane. Na naszym terenie wykonywanie projektów dotyczących ochrony środowiska nie jest jeszcze popularne, w Poznaniu owszem – mówi.
I właśnie dlatego Hania zdecydowała się na kupno mieszkania pod Poznaniem. Typowa migracja za chlebem. Poznania nie cierpi. – Mnie w ogóle nie pociąga duże miasto. Nie znoszę w Poznaniu niczego. Tych autobusów, tramwajów. Jak widzę tych ludzi, to chamstwo na ulicach.
Jej mąż, Krzysztof, również nie mógł znaleźć pracy w rejonie leszczyńskim. Gdyby ją tutaj znalazł, pewnie przenieśliby się do Bukówca. – Jeżeli ja nie mam pracy ani tutaj, ani w Poznaniu – mówi Hania – to przynajmniej Krzysztof ma ją tam. Z czegoś trzeba żyć. Jeżeli kiedyś uda nam się znaleźć tutaj pracę, to pakujemy walizki i wracamy. Wtedy mieszkanko albo wynajmujemy, albo sprzedajemy.
Dlatego w grę zawsze wchodzi Bukówiec Górny. Tutaj Hania odżywa. – Spokój, czas biegnie powoli. Jak się przyjeżdża z Poznania, to się myśli: Boże! Całkiem inne życie! Dla mnie jest tak beztrosko.
Tutaj ciągnie ją rodzina. Wie, że w żadnym miejscu na Ziemi nie znajdzie tylu krewnych, co w Bukówcu. Cała wieś to jedna wielka rodzina, co drugi dom spokrewniony. W Bukówcu podoba jej się szkoła. – Jak poszłam do LO do Włoszakowic, od razu dostrzegłam różnicę. Tam jest cwaniactwo. Dzieciaki są inne, nic sobie nie robią z nauczycieli. W Bukówcu jest większy dla nich respekt. Przynajmniej za mojej kadencji był i mam nadzieję, że to się nie zmieniło.
Hania dostrzega też wiele wad. Prócz plotkarstwa wadą według niej może być brak pociągu, atrakcji typu pizza hut, kino, słaby, powolny Internet, ksero, w którym za kartkę płaci się 20 gr, podczas gdy w mieście wszędzie jest po 8 gr. Jednak łatwo przyzwyczaić się do takiego stanu rzeczy, do różnych braków. Wtedy nie traktuje już się tego jako wady.
Bardzo ją denerwuje, jak ludzie obcy przekręcają nazwę „Bukówiec”. – „Ó” wyraźnie napisane, a nikt nie potrafi prawidłowo nazwy odczytać. Czy „Bukówiec” brzmi gorzej niż „Bukowiec”? Teraz przez to mam problemy, bo jak biorę faktury na moją działalność i wypiszą mi na „Bukowiec”, to dla Urzędu Pracy już jest to niejasność. Dlatego muszę wyraźnie zaznaczać, że Bukówiec przez „ó”. Już jestem przewrażliwiona na tym punkcie.
Dopiero przy Krzysztofie dostrzegła, jak wiele używa słów gwarowych. – Krzysztof często mnie nie rozumie. Jakbym mówiła w innym języku. Mówię do niego: Idź w tą gaskę, a on nie wie, co to gaska. Mówię do niego: Przestań się stalować, nie wiesz, co to gaska? A on wytrzeszcza oczy i pyta: Co mam przestać robić? Czasami jestem na niego zła, że nie wie, o co mi chodzi. On nie wiedział, co to jest furtka! To powiedziałam, że z niego to cielok, a po chwili dodałam: A wiesz choć, co to cielok?
Jej się udało
Ewa studiowała administrację na Uniwersytecie Wrocławskim. Obroniła się w maju tego roku. Po studiach chciała wrócić do Bukówca i tutaj znaleźć pracę. Udało się jej. Jest specjalistą do spraw kadrowych i płacowych w tartaku "Stefan" we Włoszakowicach. - Wróciłam przede wszystkim ze względu na rodzinę, chłopaka, znajomych - mówi. - Gdyby jednak nie znalazła pracy, wróciłaby do Wrocławia. – Jednak tam też trudno o pracę. ?aden z moich znajomych, który po studiach został w tym mieście, jej nie znalazł - dodaje. Ma sentyment do Bukówca, z nim wiążą się jej wspomnienia z dzieciństwa. Ale uważa, że potrafiłaby mieszkać gdzie indziej. To tylko kwestia przyzwyczajenia.
Co myśli o Bukówcu? - Tutaj są sąsiedzi, którzy zawsze mogą pomóc, i to jest zaleta, ale brak jest też anonimowości, i to jest wada. Każdy cię zna, wie, co robisz - mówi. Zaletą dla niej są również bukówieckie instytucje potrzebne do funkcjonowania - kościół, szkoła, poczta, biblioteka, sklepy. Według niej dobre jest też połączenie autobusowe z Lesznem.
A co myśli Ewa o bukówczanach? - Bukówczanie są zarówno otwarci, jak i zamknięci. Otwarci, bo pomocni, gościnni. Zamknięci, bo osobę nie z Bukówca traktują jak wroga, nie chcą dopuścić jej do wioski. Dawniej było zdecydowanie gorzej, ale nadal coś w nas takiego tkwi, że jak pojawia się nowy człowiek na horyzoncie, to musi uważać.
Ewa nie chciałaby zaprzestać edukacji. Myśli o studiach podyplomowych związanych z zarządzaniem kadrami lub ubezpieczeniami społecznymi. Chce uczyć się języków obcych, zdać certyfikat z języka angielskiego. Poczyniła już pierwsze kroki w tym kierunku – zapisała się do szkoły językowej w Lesznie.
S jak siostry...
Dom pełen tradycji, w którym można się dowiedzieć wszystkiego o historii bukówieckiej. Dom, gdzie tradycje się szanuje i przekazuje z pokolenia na pokolenie. Tak wygląda wiele bukówieckich domostw i w takim też mieszkają Magda, Paulina i Marek. Magda (rocznik 1976, wykształcenie średnie) jest przywiązana do Bukówca, ale nie wie, czy zostanie tu na stałe, chociaż jak na razie wszystko na to wskazuje. Ma tutaj pracę, remontuje swoje mieszkanie. - Gdybym się wyprowadziła, brakowałoby mi tego, że wszyscy sąsiedzi o wszystkim wiedzą, czasami więcej niż ja sama, a od czasu do czasu miałabym ochotę wyprowadzić się, żeby zupełnie się od tego wyłączyć. Podoba mi się to, że ludzie z sobą rozmawiają, zawsze ktoś na ulicy się odezwie. Bywa tak, że czasami nie podoba mi się to, co najczęściej mi się podoba...Chyba tutaj jednak zostanę - przyznaje w końcu Magda. Ceni ona życzliwość mieszkańców i to, że wszyscy się znają – niemal rodzinną atmosferę.
Jej rodzeństwo – Paulina i Marek - jako największą zaletę Bukówca wymieniają tradycję i wszelkie imprezy, które się tu odbywają. Paulina (rocznik 1981) twierdzi, że nie ma zamiaru ruszać się z Bukówca. Mimo że studiowała prawo handlowe i gospodarcze i mogłoby się wydawać, że większe możliwości zdobycia pracy staną się powodem opuszczenia rodzinnej miejscowości, to nie zgadza się ze zdaniem, że mieszkając na wsi, nie ma się szans rozwoju. - Pracę można znaleźć wszędzie. Trzeba tylko chcieć - dodaje. Przyznaje, że jeśli musiałaby się jednak z różnych przyczyn wyprowadzić, to na pewno nie do miasta. - Nie lubię miasta i jeśli musiałabym się wyprowadzić, to za wszelką cenę chciałabym tutaj powrócić. Mimo że Paulina tak wzbrania się od miasta, to jednak dostrzega wadę małych miejscowości. - Klejdry i patrzenie na to, co inni powiedzą – krótko podsumowuje.
Marek (1983 rocznik, studiuje informatykę techniczną) mówi, że tak naprawdę podoba mu się prawie wszystko. - Dziewczyny mi się podobają – deklaruje radośnie. Po chwili dodaje: - Najgorsze jest to, że wszędzie daleko, a komunikacja nie jest niestety zbyt dobra.
Marek w odróżnieniu od sióstr mówi, że będzie mieszkał tam, gdzie znajdzie pracę. Niekoniecznie musi to być Bukówiec.
...B jak bracia
Monika, Grzegorz i Wojtek są rodzeństwem. Wszyscy pracują. Monika jako główna księgowa, Grzegorz jako pomocnik dekarza, Wojtek w serwisie Boscha. Najmniej z Bukówcem związany jest Grzegorz – praktycznie tylko śpi w domu, bo do pracy wyjeżdża o 6, wraca o 18. - Gdyby była okazja, pojechałbym za granicę. Chciałbym się tam dorobić. Długość pobytu zależałaby od wielu czynników, w grę wchodzi nawet pobyt na stałe. Wyjechałbym, bo nikt mnie tutaj nie trzyma. Może tam by zatrzymał - mówi. Wojtek nie wie jeszcze, czy będzie mieszkał w Bukówcu. Teraz myśli tylko o skończeniu studiów zaocznych. Ale chciałby mieszkać w swojej rodzinnej miejscowości. Podobnie jak Monika, która od zawsze kocha tę wieś. – Moim marzeniem jest wybudować dom właśnie tutaj. Mój mąż zawsze mówi, że chyba z klocków lego – mówi. – Chciałabym mieszkać na wsi, ale żyć jak w mieście – mieć tylko domek, żadnego gospodarstwa, ogrodnictwa – dodaje. Wojtek z Moniką uważają, że Bukówiec ma to „coś”, co trudno bliżej określić, co przyciąga do Bukówca, co się czuje. Właśnie to „coś” jest dla Wojtka najważniejsze. – Czasem narzeka się na tych ludzi, ale mimo wszystko chce się tu żyć - mówi.
A do ponarzekania jest trochę. Znowu na pierwszym miejscu plotkarstwo, którym starają się nie przejmować, bo uważają, że człowiek już dawno by zwariował. Mówią, że ludzie działają w myśl zasady: „Zastaw się, a postaw się”. Wojtka denerwuje zły stan dróg polnych. Przy jednej z nich mieszka. - Zapraszam na wiosnę, najlepiej z łódką.
Wadą według nich jest też usytuowanie Bukówca. Jeżeli praca, to tylko w mieście, do którego trzeba dojechać. Wojtek mówi, że znaczna część wypłaty idzie właśnie na ten cel. Uważają, że ludzie są zadziorni. - Od dawna słyszy się, że w Bukówcu ludzie bronami rzucają, a najgorzej, jak zapomną odhaczyć ciągnik - mówią. Wojtek dodaje, że wiele razy, jak wyjeżdżał z dudami (a gra już od 12 lat), to słyszał: To ta kraina latających noży? A Monika nie zapomni do końca życia, jak na jej weselu orkiestra przywitała gości słowami: Witamy wszystkich Tatarów z Bukówca! Kiedy słyszą takie zdania na temat swojej miejscowości, to gdzieś chowa się duma.
A dumni są z wielu rzeczy. - W porównaniu z innymi wsiami, mamy naprawdę dużo atrakcji – mówi Grzegorz, a Wojtek dodaje: Jest tyle atrakcji, że człowiek się nie nudzi, a jednocześnie jest cisza, spokój.
Cenią sobie zażyłość mieszkańców, częste przyjaźnie. Tradycje kultywowane z pokolenia na pokolenie. Uważają, że wieś jest atrakcyjna. - Pewna nauczycielka z liceum często mi powtarza, że jak jedzie do Boszkowa, to zawsze przez Bukówiec, bo ta wieś jest tak piękna, zadbana, dużo zieleni. Miło się to słyszy – mówi Monika. Na pytanie, jacy są bukówczanie, Grzegorz odpowiada: Biedni i bogaci. A Monika pyta: Czy są ludzie biedni w Bukówcu? Tacy, którzy nie mają co włożyć do garnka? Sama sobie odpowiada: Nie ma. Chyba że ja nie wiem. Są uboższe rodziny, ale nie biedne. Trzeba przyznać, że Bukówiec do biednych wsi nie należy. Monika zauważa również, że znowu powraca zwyczaj łączenia się w pary osób, z których obydwoje pochodzą z Bukówca.
Uważają, że więcej jest powodów do dumy niż do wstydu. Mimo wszystko. Mimo tych bron.